Podsumowanie sportowego roku 2016 zapowiada się raczej dobrze. Był to na pewno okres ciężkiej pracy nad sobą, nad naszą formą, systematycznością i samozaparciem. Postawiliśmy sobie mnóstwo celów na naszej drodze i zrealizowaliśmy te, które były dla nas najważniejsze. Wcale nie będę ukrywać, że było łatwo, bo nie było. Mieliśmy mnóstwo załamań, upadków, ciężkich zbiegów, narzekań, łez i bólu. Ale pomiędzy tym wszystkim były również cudowne momenty zwycięstw w walce nad własnymi słabościami, bólami, leniem i nie-chciejami. Było mnóstwo dni, kiedy wkładaliśmy stroje do biegania i wychodziliśmy z domu, bez myślenia, rozważania, odwlekania, po prostu tak o. Ten rok pokazał nam również gdzie mamy braki i nad czym koniecznie trzeba popracować.
Pokazał nam, że można złamać bariery, wyjść poza strefę komfortu i przeżyć (i po wszystkim chcieć więcej!).
W tym roku przebiegliśmy Malvern Hills tam i z powrotem. Wcisnęliśmy 27km trening w Shotover Parku pod naszym domem (i to nawet kilka razy). Przebiegliśmy majowy Stroud Maraton w palącym słońcu z trzema moimi pawiami. Żywi ukończyliśmy Ultimate Trail 58 kilometrów w Lake District, gdzie w czerwcu było 4 stopnie, lało, wiało i śnieżyło. Kupiliśmy rowery. Przejechałam 50 kilometrów i okazało się, że to wcale nie było takie trudne. Przygotowałam 8 osób do jednego z najtrudniejszych półmaratonów (dokładnie 27km) w Anglii – Endurancelife w Dorset. Wszyscy ukończyli bieg na własnych nogach, cali i uśmiechnięci. Przebiegłam ponad 1000 kilometrów w 365 dni czym pobiłam swój rekord!
Wygląda na to, że to był bardzo owocny rok, pokazujący, że się da. I to jeszcze jak!
Uwaga! Mądre! Zapożyczone ze strony strefa wiedzy martes. Dziękuję.