Nasz pierwszy wyjazd do Brecon Beacons odbył się w marcu 2008 roku. O tej porze roku tam ciągle wieje, leje i żabami rzuca. Ewentualnie gradem daje.
Jako pierwszy na naszej drodze stanął piękny, zruiniały, średniowieczny zamek Raglan położony na południu Walii. Pogoda nie zachwycała, przez co też żywej duszy tam nie było i mogliśmy napawać się pieknem zabytku do woli. Była fosa, potężne komnaty, dziedzińce, wieże, małe okna, studnia z topielichami i wiele innych ciekawostek. Noc spędziliśmy w namiocie na polu kampingowym gdzieś w środku lasu. Było zimno, mokro i niemiło.
Dnia następnego udaliśmy się w Black Mountains, które są wschodnią częścią Brecon Beacon i ku naszej wielkiej rozpaczy nie przywitały nas radośnie. Praktycznie ciągle lało i wiało a do tego zbocza gór poprzeciane są korytarzami błota, w którym grzęźliśmy do kostek. Plateau szczytów pokryte są czarną mazią, po której chodziliśmy jak po gumie. Oczywiście zdobyliśmy najwyższy szczyt Waun Fach 811 m npm oraz kilka pomniejszych. Jedyne o czym marzyliśmy to namiot i suchy śpiwór! Nie wróciliśmy już na poprzedni kamping ale pojechaliśmy do miejscowości o nazwie Brecon, gdzie jako jedyni rozbiliśmy namiot na zielonej pustyni. To właśnie tutaj zostalismy obrzuceni gradem…. w marcu!
Ostatniego dnia pogoda się do nas usmiechnęła i podarowała nam piękny słoneczny dzień. Pomaszerowaliśmy na najwyższy szczyt Brecon Beacons – Pen-y-Fan 886 m npm. Trasa wiodła żlebem a następnie jego krawędzią. Na szczycie znajdowało się potężne wypłaszczenie z kopcem kamieni. Widoki były naprawdę piękne na niedalekie szczyty. Weszliśmy również na Cribyn 795m npm. Zeszliśmy na parking i z niekłamaną radością pojechaliśmy do domu.