Niska zawartość żelaza we krwi, a co za tym idzie niski poziom hemoglobiny może być niezłym koszmarem dla osób uprawiających sport. Był i dla mnie. Odkryłam to po moim pierwszym maratonie, który ukończyłam z czasem ponad 6 godzin, czyli dla mnie osobista porażka.
Wszystko zaczęło się od tego, że przestałam jeść mięso i nie zastąpiłam poprawnie jego braku w diecie. A do tego mocno wkręciłam się w bieganie i w ten sposób stworzyłam sobie równie pochyłą, po której moje wyniki krwi pędziły w dół na łeb na szyję.
Z biegu na bieg było coraz gorzej, wolniej biegałam, nie miałam przyspieszeń, sapałam jak lokomotywa, męczyłam się potwornie i do tego miałam problemy żołądkowo-jelitowe podczas każdego biegu. Jak się później okazało, mój organizm odcinał dopływ krwi do mniej potrzebnych narządów i zaopatrywał tylko te, które były niezbędne do życia czyli serce, płuca i mózg. Oczywiście w tym wszystkim pełno było frustracji, złości, treningów na siłę, bezsenności i ogólnych stanów depresyjnych.
I tak działo się aż do marca 2015 roku kiedy to zamarłam (a wraz ze mną wszyscy na około) kiedy zobaczyłam moje wyniki krwi. Na dzień dobry powinnam udać się do szpitala na transfuzję krwi, na szczęście po 2 miesiącach brania doustnego preparatu żelaza mogłam wrócić do biegania. Wykluczone zostały wszelkie choroby związane z alergią na gluten. Wszyscy postawili na to, że prawdopodobnie cierpię na zaburzenia wchłaniania żelaza i to pewnie od dziecka, a czynnikiem zapalnym była dieta uboga w żelazo i sport. W przeciwnym wypadku pewnie nigdy bym się nie dowiedziała.
I tutaj przesyłam wielkie, głębokie ukłony do mojej dietetyczki, Joanny Materki, które wyprowadziła poziom mojego żelaza na sensowny level. Dla zainteresowanych : www.dietoterapia.co.uk
Dlatego biegaczu, wspinaczy, rowerzysto i każda inna persono uprawiająca sport zawodowo lub dla własnej frajdy rób regularne badania krwi.
I dbaj o zróżnicowaną dietę 🙂