Marzenie skompletowania szczytów Korony Ziemi znajdowało się w nas od zawsze. Kiełkowało w nas i rosło. Początkowo wydawało się czymś nieosiągalnym, wiadomo logistyka, koszty, sprzęt, kondycja ale wraz z biegiem czasu całe przedsięwzięcie nabierało coraz to bardziej realistycznych kształtów. I w końcu podczas pobytu w Alpach i gapieniu się na Mont Blanc postanowiliśmy zrobić krok ku spełnieniu jednego z naszych wielkich marzeń. Wystarczyło tylko na spokojnie zaplanować po kolei każdy krok w czasie.
Ale co to jest właściwie Korona Ziemi? Korona Ziemi to najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów – jest ich siedem ale w celu skompletowania dosłownie całej korony należy zdobyć ich aż dziewięć. Kwestia sporna pomiędzy różnymi wspinaczami, geografami i innymi mającymi coś do powiedzenia w tej sprawie specjalistami obejmują Mont Blanc i Elbrus oraz Górę Kościuszki i Piramidę Carstensza.
A teraz najważniejsze pytanie: po co właściwie pchać się na te wszystkie szczyty, poniewierać się w mrozie, śniegu, wietrze, narażać się na niebezpieczeństwo, spać w namiocie, jeść liofilizaty czasami tygodniami i nie używać łazienki? To bardzo proste. Aby choć na moment oderwać się od cywilizacji, zabieganej rzeczywistości i poczuć, że jest się malutką częścią natury. A podczas kilku wyjątkowych minut na szczycie pomyśleć: Boże jak to możliwe że świat jest taki piękny? Następnie totalnie zgrabiałymi od zimna palcami nacisnąć spust migawki i uwiecznić tę jakże krótką i jakże ważną chwilkę.