Moja nauczycielka francuskiego organizuje raz w miesiącu wyjazdy rowerowe. Głównie są to trasy offroadowe więc nie bardzo miałam możliwość wybrać się z nimi na taki przejazd. Tym razem Karine ułożyła trasę po asfalcie. Plan był zacny: Didcot – Bampton – Charlbury czyli około 60km. Początkowo obawiałam się takiego dystansu ale zostałam przekonana, że to będzie takie miłe, przyjacielskie kręcenie. W 5 osób pojechaliśmy pociągiem do Didcot (spotkaliśmy na stacji męża mojej oddziałowej, który jest policjantem i stworzyło to całkiem zabawną sytuację) stąd wyruszyliśmy w stronę Bampton słynne dzięki serialowi Downton Abbey. Po drodze jedna z osób złapała gumę ( w sumie to pół godziny po wyruszeniu…) ale szybko zostało to naprawione. Potem mijaliśmy większe i mniejsze, malownicze angielskie wioski (zapomniałam dodać śpiące wioski 😀 ). Po drodze zjedliśmy lunch (wyjątkowo pyszne fish&chips) w Lamb Inn w Buckland. Jeśli ktokolwiek się tak chce wybrać to w weekendy lepiej zabukować stolik – jest gęsto i pysznie!
Niestety w Bampton nie udało się nam zobaczyć ani kościoła ani żadnych ciekawych budynków. Poza tym było zimno, wietrznie i nie byliśmy jakoś szczególnie nastawieni na eksploring. Stąd już tylko marzyliśmy (przynajmniej ja marzyłam) aby wsiąść do ciepłego pociągu w Charlbury.
Z Bampton do Charlbury droga prowadzi przez Cotswold (AONB – Area of Outstanding Natural Beauty) i było bardzo hiliście. Nie wiem czy Karine się tego spodziewała ale ostatnie 15km były naprawdę ciężkie nawet dla mnie. Na nasze szczęście stacja kolejowa w Charlbury znajduje się w dolinie i miło pędziło się w dół po kilkunastu potężnych podjazdach. I oczywiście miło ze strony angielskiej kolei, że pociąg był opóźniony o 15 min, bo dzięki temu na niego zdążyliśmy!
Ogólnie oceniam cały wyjazd za bardzo miłe doświadczenie. Po pierwsze, spotkałam niesamowicie ciekawe osoby! Trasa pokazała mi, że się jeszcze nie starzeję i ciągle mam mnóstwo sił i 60 km rowerem to wcale nie jest aż tak dużo jak myślałam (zaraz po tym wyjeździe powstały plany rowerowe na Oxford – Bath oraz Cotswold way), zimno nie pomaga, kierowcy mają dość rowerzystów i na długodystansowe wycieczki lepiej poczekać do lata. Ogólnie było miło!